niedziela, 27 stycznia 2013

Uciekać od problemów czy je Rozwiązywać ?

Witam ponownie po lekkiej przerwie w prowadzeniu bloga,dużo osób pisało abym znów wystartował z i zaczął wylewać tu swoje poglądy,opinie na dany temat..więc i tak postanowiłem zrobić:) Myslę że będziecie tu zaglądać i dodawać swoje opinie co do danego postu,No to nic zaczynajmy...



Dziś zajmiemy się pytaniem czy warto uciekać przed problemami czy jednak je rozwiązywać ? Jak każdemu wiadomo jeśli dobrze nie zajmiemy się danym problem,zaczniemy go odkładać On prędzej czy później do nas wróci,możliwe że ze zdwojoną siłą,Uciekanie od problemów nie jest dobrą metodą na radzenie sobie z nimi. Zamiast uciekać od nich warto się na chwilę zatrzymać poświęcić trochę czasu na przemyślenia,porozmawiać z bliską nam osobą ,często wylanie kilku łez bardzo nam pomaga w podjęciu dobrej decyzji..warto zastanowić się nad aktualnym życiem,celami czy dobrze postępujemy nie zawsze problem leży po drugiej stronie jak najczęsciej nam sie wydaję bywa często tak że problem znajduję się w nas samych tylko my sami nie umiemy ,nie chcemy o nich wiedzieć,od nie dawna stosuje pewną metodę którą wam również polecam mianowicie : weź kartkę i długopis  Zapisz dany problem który aktualnie cie meczy i  zacznij zadawać sobie pytania związane z tym, co możesz zrobić aby rozwiązać tę kwestię dobrze kiedy robisz to ze swoim najlepszym przyjacielem który zna cię bardzo dobrze,opinia "zewnątrz" -osoby która patrzy na to wszystko z boku czesto w tym doświadczeniu bardzo pomaga.W wielu przypadkach nie będzie to łatwe, każdy z nas w końcu ma inny problem jedni większy jedni mniejsi lecz każdy problem to PROBLEM i nie powinno się go lekceważyc/odkładać.Wiedźcie również że im większe wyzwanie, tym większa nauka z niego płynąca. Nie zawsze uda Ci się rozwiązać dany problemy od razu, ale uwierzcie mi że już samo oswojenie się z nim czyni ogromną różnicę.

środa, 17 października 2012

Cechy męskie a cechy żeńskie ..


Rewolucja obyczajowa, która rozpoczęła się na przełomie XIX i XX wieku, dokonuje się obecnie na naszych oczach. Niesie ona ze sobą szereg zmian w naszym dotychczasowym postrzeganiu świata. Jedną z tych zmian jest postrzeganie przez nas pewnych cech uznawanych niegdyś za typowo damskie oraz typowo męskie.
   Co to za cechy? W przypadku kobiet jest to delikatność, subtelność, kruchość, wrażliwość, które tworzą w efekcie pewien subtelny żeński powab kojarzony z kobiecością.
W przypadku mężczyzn, będzie to pewna drapieżność, siła, zdecydowanie, twardość, którą rozumiem jako swoisty hart ducha, słowem zespół cech, który sprawia, że mężczyzna jest po prostu męski.
   Oczywiście można by tutaj wymieniać jeszcze kilka cech przyporządkowanych zarówno kobietom, jak i mężczyznom, ale i tak wiadomo, o co chodzi.
Takie cechy jeszcze do niedawna były dość ściśle utożsamiane z daną płcią.
   Obecnie obserwujemy zjawisko polegające na zatarciu się tych charakterystycznych mentalnych różnic pomiędzy kobietami i mężczyznami. Objawia się to tym, że kobiety stopniowo nabierają cech wcześniej uznawanych za typowo męskie, zaś mężczyźni - cech kobiecych.
   Obserwuję to z dużą dezaprobatą. Dla mnie kobieta, która przejawia cechy uznawane za typowo męskie jest po prostu mało kobieca. Podobnie jest ze sfeminizowanymi facetami.
   Jak już pisałem niedzisiejszej, nie wyobrażam sobie świata złożonego z ludzi - mentalnych hermafrodytów, dla których jedynym wyróżnikiem płci będą ich zewnętrzne, fizyczne atrybuty. Wcale nie mam ochoty żyć w takim świecie.
   Przy okazji warto zauważyć, że my - mężczyźni jesteśmy obecnie między młotem, a kowadłem. Z jednej strony kobiety szukają w nas cech utożsamianych, jako typowo "męskie", z drugiej zaś chcą, abyśmy byli romantyczni, wrażliwi, czuli i tkliwi. Czy te cechy można ze sobą pogodzić? Z pewnością jest to bardzo trudne. No więc obecnie z jednej strony słychać, że mężczyźni, to rozmiękczone, sfeminizowane osobniki, tylko przez przypadek zaopatrzone w jakieś szczątkowe, fizyczne atrybuty męskości, z drugiej zaś - że są to szowinistyczne męskie samce, itp. określenia.
   Przy okazji pojawiło się zjawisko mężczyzn typu "macho", którzy w powszechnej świadomości są na wskroś męscy, ale przy okazji pogardzają kobietami -  Dla mnie to jest patologia. Zgadzam się, że często spotykana. Ale jednak patologia.
   Myślę, że większość mężczyzn szanuje kobiety. Nie mam co do tego wątpliwości. Potrafimy też być odpowiednio wrażliwi i czuli. Jeżeli tego nie okazujemy na co dzień - to dlatego, że wychowano nas na "twardzieli". Ale wcale nie jesteśmy nieczuli. Trzeba tylko umieć się przebić przez nasz zewnętrzny "pancerz".
   Dlatego Drogie Panie - zastanówcie się czego szukacie w nas - mężczyznach. Bo najłatwiej jest krytykować. Pamiętajcie, że wedle buddyjskich wierzeń powrócicie ponownie na ten świat, ale tym razem w ciałach mężczyzn. A wówczas role się odwrócą i to my - przyszłe kobiety, będziemy Was krytykować. No i co wtedy?

niedziela, 7 października 2012

Czy świat wirtualny jest bardziej fałszywy niż realny?


Niektórzy z moich Gości odwiedzających bloga  zaczęli wygłaszać  negatywną opinie na mój temat tak naparwde wgl mnie nie znając  Stało się to już pewną tradycją w moich postach, że co nie którzy mają nie co inne zdanie na dany temat,ok zgadzam się po to jest blog żeby dzielić się własnymi spostrzeżeniami po przez komentarz ale dobrze by było gdyby dana opinia była podparta konkretnymi argumentami a nie wjeżdzając na moją skromną osobę..załozyłem bloga  jak tysiące osób którzy chcą się dzielić z innimi własnymi przeżyciami dnia codziennego .
   W sieci obraz siebie kreuje się słowami. Własnymi słowami. , więc nie traci się czasu i od razu przechodzi do rzeczy, co za tym idzie porusza się naprawdę istotne tematy.    Przyznam się, że będąc w Sieci zachowuję się nie co inaczej niż w realu a wpływa ma na to dużo współczynników o których raczej mówić bym nie chciał .jeżeli coś piszę serio, to staram się pisać prawdę. A ponieważ sam staram się pisać prawdę, to od innych oczekuję tego samego, chociaż oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy zachowują się w ten sposób.
   Spotkałem się z opinią, że ci sami ludzie którzy tu w tak ładny sposób wykazują znajomość "polszczyzny" są na ogół mniej fałszywi w realu, gdyż nie mogą się wówczas ukryć za swoim nickiem. . Aby kłamać nie trzeba się wcale ukrywać za swoim wirtualnym nickiem. Jeżeli by tak rzeczywiście było, to nasz rzeczywisty świat powinien być szczery prawie aż do bólu. W takim razie czemu nie jest?
   Sadzę, że aby kłamać trzeba mieć to w genach. Czyli po prostu być kłamcą. To wystarczający warunek, aby kłamać - obojętnie w realu, czy w wirtualu.
   Moim zdaniem świat wirtualny nie jest bardziej fałszywy niż rzeczywisty. W jednym i w drugim świecie spotykamy się z prawdą i fałszem. W jednym i drugim świecie istnieją bajki, które jak wiadomo, mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Tyle, że w realu nikt nie ma pretensji o te bajki. Po prostu są i już.
   W wirtualnym świecie także pojawia się mnóstwo rozmaitych bajek. Tyle, że nikt ich nie nazwał po prostu "bajkami", choć każdy myślący człowiek powinien zdawać sobie sprawę, że za takie winno się je uważać. Do tej kategorii zaliczyłbym rozmaite "gadulce" z osobami przypadkowo poznanymi w Sieci, teksty pisane na forach oraz czatach towarzyskich, i tym podobne internetowe formy wymiany informacji (aby sprawa była jasna - blogów do tej kategorii nie zaliczam).
   Oczywiście nie twierdzę, że wszyscy tam piszą nieprawdę. Ale ze względu na brak praktycznych możliwości weryfikacji wirtualnych treści powinno się, podobnie jak w ruchu drogowym, stosować tzw. zasadę ograniczonego zaufania.

piątek, 5 października 2012

Szczery człowiek jako wróg publiczny numer jeden


Często jest tak w życiu, że człowiek, który jest szczery w stosunku do innych ludzi (często nawet na ich własną korzyść) uważany jest od razu za wroga. Nawet, jeśli jest się przyjaciółmi ze sporym stażem i zwrócisz komuś takiemu uwagę, to z miejsca zostajesz zepchnięty na drugi plan, bo jak to tak może być, że przyjaciel zwrócił mi uwagę, że nie jest po mojej stronie, co to w ogóle za przyjaciel, tak nie powinno być. Ten schemat dokładnie podobnie przebiega i powtarza się nawet w rodzinie. Wtedy oburzenie sięga zenitu, dochodzi do tego złość, a nawet obrażanie się.
Już nawet Platon mawiał, że "za największego wroga mają ludzie tego, kto mówi im prawdę". Czy to jest normalne? Dla mnie nie, bo przecież często jest tak, że przyjaciel czy ktoś nam równie bliski popełni jakiś afront albo zachowa się brzydko lub ktoś zachował się brzydko względem niego i wtedy mówimy mu, co o tym myślimy, bo chcemy dla niego dobrze, chcemy powiedzieć, jak my to widzimy oraz pomóc mu, a on odbiera to na swoją niekorzyść. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest, ciężko mi to zdzierżyć. Może chodzi o to, że ludzie nie lubią jak się im zwraca uwagę, chcą być uważani za super-hiper-fajnych lub nie znoszą ponosić porażek, a za takie coś uważają prawdę powiedzianą im prosto w oczy przez kogoś najczęściej im bliskiego.
Może warto jednak zastanowić się nad motywami osoby, która nam ją mówi? Może to dla naszego własnego dobra?A może lepiej w ogóle się nie odzywać, tylko czekać aż dana osoba sama przyjdzie do nas po radę?

czwartek, 4 października 2012

Egoizm - współczesny doradca w kontaktach międzyludzkich


Największym problemem współczesnego człowieka jest jego egoizm. To on nie pozwala otworzyć się na drugiego człowieka, zaufać mu i zaprzyjaźnić z nim, uprzednio zagnieżdżając się w naszej głowie i podszeptując słowa, które zawstydziłyby nawet samego diabła.Słowa, które brzmią „On/a chce być lepszy/a ode mnie, chce dla mnie źle, na pewno uważa mnie za gorszego/ą. „ Czy egzystując z takimi myślami, możemy dać sobie szansę na posiadanie prawdziwego przyjaciela? Otóż nie, ponieważ naszym najlepszym przyjacielem jesteśmy my sami, zapatrzeni na swoje potrzeby, swoje odbicie, swoje uczucia i myśli. Chcemy dla siebie jak najlepiej. Chcemy być najlepsi, podziwiani i jesteśmy nastawieni tylko na samych siebie. Nie zauważamy tego, co dzieje się dookoła nas i na potrzeby oraz uczucia drugiej osoby. Jak w takim wypadku możemy stworzyć normalny, zdrowy, pełen zaufania i miłości związek? Miłość to wymiana wszystkiego tego, co pozwala danemu związkowi się rozwijać, iść do przodu, co jest pozytywne w swoim wymiarze i co jest najlepsze dla naszego partnera. To przemożna chęć dawania miłości,poświęcania myśli drugiej osobie oraz poczucie spełnienia, jako osoby kochanej i tej, która kocha. To pokonanie własnego ego, własnego Ja i własnego egoizmu.W zasadzie wszystkie te trzy określenia są synonimami, a jednak odwoławszy się do różnych zdarzeń i sytuacji życiowych mogą znaczyć coś zupełnie odmiennego.
Człowiek jest obdarzony rozumem, jest bytem obdarzonym samoświadomością, uświadamia sobie siebie, swego bliźniego, swoją przeszłość oraz możliwość swojej przyszłości. Człowiek powinien zdać sobie sprawę z tego, że posiada własną świadomość, która nie powinna się odnosić tylko i wyłącznie do własnego Ego. Żyjąc z dnia na dzień w samotności,przekonawszy siebie samego wcześniej, że żaden człowiek nie jest nas wart,wpędzamy się w ramiona samotności i niepokoju, na własne życzenie. Oczywiście,każdy z nas potrzebuje własnej przestrzeni, kiedy samo-świadomie izoluje się wtedy od ludzi, ale przecież taki stan nie trwa bez przerwy i jednak życie „w stadzie” jest częścią naszego istnienia, naszego bytu na Ziemi.

środa, 3 października 2012

Aborcja? Tak czy nie?


Słowo aborcja gorszy od dłuższego czasu, jest wypowiadane z niechęcią, a nawet ze smutkiem. Jedno proste słowo, a budzi tyle skrajnych emocji. Nie można obok tego tematu przejść obojętnie. Każdy po prostu ma na niego swoje własne zdanie. Kiedyś aborcja była swoistym tabu, a teraz coraz częściej debatuje się na jej temat.
To jak z tym jest, jest morderstwem czy jednak nie? Wielu ludzi uważa, że skoro są dorosłymi ludźmi, którzy uprawiają seks i potem dowiadują się o ciąży, mają monopol na to, aby zadecydować, czy po 9 miesiącach dołączy do nich nowy członek rodziny, czy może jednak nie chcą tego dziecka. Stali się jakby samym Panem Bogiem, który decyduje, o nowym życiu. Kiedy chcą to rodzą, kiedy nie chcą usuwają. Znają tylko odpowiedź 'tak' lub 'nie', nie dopuszczając do siebie też innego wariantu, że może jednak już lepiej urodzić i oddać do adopcji? Czasami czytając o takich ludziach, którzy tak się oburzają, mówiąc przy tym: "Jestem dorosła, mam prawo usunąć. To świadoma decyzja". Moim zdaniem tak nie jest, u takich osób dorosłość jest tylko z samej nazwy, nie ma w niej niczego z czynów. Dorosły człowiek to świadomy człowiek, który wie do czego służą zabezpieczenia, skoro nie chce mieć dzieci i który potrafi podejmować mądre decyzje w życiu nie krzywdząc nimi nikogo. A usuwanie nienarodzonego dziecka jest w tym przypadku właśnie taką krzywdą. Niektórzy powiedzą, a to lepsza jest taka matka, która katuje swoje dziecko niż taka, która usuwa ciążę? Dla mnie są to dwie skrajności, zawsze jest coś po środku, są inne rozwiązania, niekoniecznie bardzo drastyczne. We wszystkim, co się w życiu robi, powinno się przede wszystkim używać tego narządu, o którym większość ludzi chyba zapomina - mózgu, bo do tego służy. Dla mnie aborcja powinna być tylko dopuszczona w momencie zagrożenia życia matki i po gwałcie. W innych przypadkach nie, bo świadczy tylko o egoizmie, braku empatii i niemyśleniu. Nie może być tak, że kobieta i mężczyzna uprawiają seks, nie biorąc za niego w pełni odpowiedzialności, a potem idą do ginekologa i mówią: "poprosimy o usunięcie płodu, bo my go nie chcemy", właśnie wtedy ucieka się od dorosłości, zamiast pokazywać ją.

wtorek, 2 października 2012

Przewartościowanie


Doszedłem do wniosku, że w dzisiejszych czasach trudno jest utrzymać związek z jedną i tą samą osobą. Jedni powiedzą: "a co w tym trudnego? wystarczy nie oglądać się za innymi", ale sęk w tym, że nawet nie szukając wrażeń, gdzie indziej, ciężko jest utrzymać tę całą machinę zwaną miłością na właściwym jej miejscu. Dlaczego?
Żyjemy coraz szybciej, czas przecieka nam między palcami, wszędzie nas pełno, mamy mnóstwo obowiązków szkolnych  i nie tylko, gdzie w tym czas dla drugiej osoby, a tym bardziej dla samego siebie? Wydaje mi się, że z biegiem lat człowiek stał się podobny robotom, którym, gdy nałoży się coraz wyższą poprzeczkę, starają się jej dosięgnąć każdym kosztem. Chcemy więcej, jesteśmy wciąż nienasyceni, chcemy mieć osiągnięcia, świetną pracę, masę materialnych rzeczy, od najnowszego telewizora po samochód, zwiedzać świat i żyć na pewnym poziomie. Czasami w całym tym biegu zapominamy o drugiej osobie, z którą tworzymy duet w życiu. Zapominamy o jej potrzebach, przyzwyczajeniach, o tym co nas łączy, o wzajemnej fascynacji, nie pielęgnujemy dostatecznie mocno związku i żyjemy z dnia na dzień, nie zastanawiając się, co jest w życiu najważniejsze.
Kiedyś (nie mówię zawsze)z opowiadań mojej babci życie było prostsze. Człowiek poślubiał odpowiednią osobę, rodził dzieci, mieszkał w zwykłym domku, zajmował się gospodarstwem i nie było tego wszechobecnego teraz biegu. Spokój, harmonia dnia codziennego, życie wartościami takimi jak miłość, rodzina, zdrowie. A teraz? Kasa, kasa, kasa... Nie mówię, że każdy taki jest, ale coraz więcej ludzi goni tylko za tym, co masowe media im podpowiadają, nie używając do tego własnego rozumu. Nie zastanawiamy się nad niczym. Żyjemy tu i teraz. Jutro i tak nadejdzie, ale właśnie, co z jutrem? A jeśli jutro obudzimy się już starzy i samotni? Może wtedy nadejdzie czas na refleksję, ale będzie już za późno.